Minęły trzy tygodnie od wypadku. Słoneczne promienie przedzierały się przez żaluzję do wnętrza szpitalnego pokoju. W końcu nadszedł dzień, w którym zostanę wypisana. Stałam przed oknem wpatrując się ślepo w obraz przede mną. Ubrana byłam w czarne dresy, zwykłą koszulkę, a na ramiona narzuciłam szary, luźny sweter. Na zegarze wybiła godzina 9.00 i w tym samym momencie do sali wszedł doktor House. Natychmiast odwróciłam się w jego stronę.
-Jak się dzisiaj czuję nasza księżniczka?- spytał wesoło
-O dziwo dobrze.- odparłam uśmiechając się
-W końcu wychodzisz stąd, długo na to czekałaś, prawda?-
-Zbyt długo.-
-Co miesiąc będziesz musiała przychodzić na badania kontrolne, musisz również ustalić plan spotkań z psychologiem. Zadzwonimy do Ciebie w tygodniu. Przyniosłem twoje rzeczy osobiste.- powiedział i podał mi trzymaną w ręce czarną torbę, niepewnie wzięłam ją i położyłam na łóżku -Jeśli będziesz potrzebować pomocy, zawsze będziesz mogła się do mnie zwrócić. Wiem, że to co przeżyłaś jest ciężkie i nie wyobrażam sobie co musisz czuć. Ale proszę bądź silna, dla tych którzy Cię kochają.- dokończył, uśmiechnął się i wolnym krokiem opuścił pokój zamykając za sobą drzwi.
Usiadłam na starannie pościelonym łóżku, złapałam za torbę, otworzyłam ją, a jej zawartość wysypałam na pościel. Ze środka wypadło kilka rzeczy mieszając się ze sobą, rozłożyłam każdą rzecz z osobna spoglądając na nie. Pierwsze co wzięłam do rąk był mój telefon, odblokowałam ekran. Był on jednak zablokowany kodem, nie miałam pojęcia jaki był, więc ciężko wzdychając ekran zablokowałam z powrotem i odłożyłam na miejsce. Następnymi rzeczami były typowe produkty, które znajdą się w każdej kobiecej torebce. Chusteczki, słuchawki, kosmetyczka, notatnik i długopis, okulary przeciwsłoneczne i parę innych przedmiotów. Na końcu w ręce złapałam beżowy, duży portfel. Otworzyłam go, a pierwszą rzeczą, którą od razu zauważyłam były dwa zdjęcia. Wstawione one były za małą szybką, górne zdjęcie przedstawiało mnie i Justina, który przytulał mnie od tyłu. Pod spodem znajdowała się fotografia moja i Ronnie. Zmarszczyłam brwi i starałam się przypomnieć chwilę uwiecznione na tych zdjęciach. Mój wysiłek poszedł jednak na marne, nie ważne jak bardzo bym się starała nic sobie nie przypomnę i chyba zaczynałam się z tym godzić. Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi, natychmiast zamknęłam portfel i wrzuciłam wszystkie rzeczy do wnętrza torby.
-Gotowa do wyjścia?- rozległ się przyjazny głos Justina
Pokiwałam tylko głową, wstałam z łóżka i chwyciłam za butelkę wody stojącą na szafce nocnej. Ostatni raz spojrzałam na biały pokój i pewnym krokiem wyszłam z sali. Przeszłam obok recepcji przyjaźnie uśmiechając się do pielęgniarki, która zajmowała się mną w ciągu mojego pobytu,
-Do widzenia, Suzanne.- krzyknęłam zmierzając w stronę drzwi wyjściowych.
-Trzymaj się, kochanie.- usłyszałam ciepły głos pielęgniarki i uśmiechnęłam się pod nosem. Wyszłam na zewnątrz, a ciepłe promienie słońca uderzyły o moją skórę na przemian zlewając się z delikatnym wiatrem. Spojrzałam na Justina, który szedł w stronę czarnego Range Rover'a, który najwidoczniej należał do niego, bo już po chwili siedział na miejscu kierowcy. Podbiegłam do samochodu i usiadłam w fotelu pasażera, dokładnie zapinając pasy. Ruszyliśmy w drogę.
-Justin.. tak w sumie to gdzie ja mieszkam?- spytałam
-Raczej mieszkamy.-
-Słucham?- spytałam zmieszana
-Od dwóch lat mieszkamy razem.-
-Żartujesz, prawda? Przecież ja Ciebie tak naprawdę nie znam, chyba nie myślisz, że będę żyła z nieznajomym pod jednym dachem.-
-A masz inny wybór, znasz kogoś innego?- spojrzał na mnie szybko, po tych słowach zamknęłam usta i zagłębiłam się w fotelu.
Taka była prawda. Nie miałam nikogo oprócz niego i Ronnie. Nie pamiętałam go, ale na pewno nie kłamał w sprawie mieszkania. Dlaczego miałby to robić? Zresztą znalezione dzisiaj zdjęcie musiało o czymś świadczyć, musieliśmy spędzić razem cudowne chwilę i chociaż tego nie pamiętałam na pewno tak było.
Resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Opierając brodę na dłoni wpatrywałam się przez okno w mijające nas obrazy, ciszę zakłócało tylko włączone radio grające na przemian smutne i wesołe piosenki. Jechaliśmy dosyć długo. Na oko przypuszczałam, że minęła godzina od kiedy wyjechaliśmy spod szpitala.
-Długo jeszcze?- spytałam cicho
-Jeszcze chwila i będziemy na miejscu.-
*
W końcu zatrzymaliśmy się, przez okno zauważyłam ciąg domków jednorodzinnych.
-Jesteśmy na miejscu- powiedział chłopak rozpinając pasy. Następnie wyłączył radio, wyciągnął kluczyki i wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo. Zarzuciłam torbę na ramię i wcisnęłam dłonie do tylnych kieszeni spodni. Było to osiedle wyglądające jakby wyciągnięte z amerykańskich filmów familijnych. Wszystkie domki były białe, a przed nimi stał płot tego samego koloru. Każdy dom miał naokoło wielki ogród. Dzieci radośnie biegały po ulicy, psy szczekały, a ja nadal stałam koło auta nie wiedząc co mam zrobić.
-Chodź.- krzyknął do mnie Justin z uśmiechem na ustach. Ruszył przed siebie i z kieszeni wyjął dosyć duży pęk kluczy. Podszedł do dużego domu, po prawej stronie drzwi wejściowych wisiała tabliczka z numerem 118. Chłopak otworzył płot, weszliśmy do środka, to samo zrobił z drzwiami wejściowymi. Stanęłam przed progiem i rozglądając się na około głośno westchnęłam i weszłam do środka domu. Znalazłam się w małym przedpokoju, położyłam na podłodze torbę, a obok niej po chwili leżały już czarne trampki, które od razu ściągnęłam. Weszłam dalej. Stałam na środku pomieszczenia, które można było nazwać dalszą częścią przedpokoju. Na podłodze położone były jasne panele, a ściany były koloru jasnej brzoskwini. Całe pomieszczenie było bardzo jasne i naprawdę ładnie wyglądało. Z prawej strony stała mała komoda, a na niej rzucone klucze i kilka rachunków.
-Proszę, zrobiłem herbaty.- Justin podał mi kubek z ciepła cieczą tym samym wyrywając mnie z oglądania pomieszczenia.- Chodźmy do salonu.- zaproponował i tak właśnie zrobiliśmy. Ściany były koloru beżowego, a meble jasny brąz. Świetnie się to komponowało i salon wyglądał bardzo przytulnie. Po dwóch stronach stały kanapy, na jednej z nich niedbale położony był koc. Pomiędzy nimi znajdował się stół, a na nim parę gazet i pilotów do telewizora, który wisiał na ścianie na przeciwko. Pod nim stała mała szafka a w niej ułożone mnóstwo płyt DVD. Upiłam łyk herbaty i zwróciłam się do chłopaka.
-Gdzie jest mój pokój?- spytałam
-Zaprowadzę Cię.- uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął iść, a ja podążałam za nim.
Weszliśmy na górę po schodach. Wskazał mi ręką na pierwsze drzwi po prawej stronie i w ich kierunku ruszyłam. Delikatnie otworzyłam białe drzwi i weszłam do środka. Rozglądnęłam się, uważnie obserwując każdy element pomieszczenia. Wszystkie ściany pomalowane były na pastelowy róż, białe meble idealnie pasowały do tego koloru. Na środku pokoju stało wielkie łóżko z mnóstwem poduszek w delikatnych kolorach, leżał na nim zamknięty laptop. Na przeciwko stała komoda, a na niej kilka książek, płyt, magazynów poukładanych w kontenerach oraz wypalona już świeczka. Obok niej znajdowała się toaletka z dużym lustrem po środku. Stało na niej pudełko, w którym było parę pędzli do makijażu oraz kosmetyki. Po obu stronach łóżka były stoliki nocne, na jednym z nich była ustawiona lampa, książka i świeczka. Na drugim natomiast zauważyłam położone kilka bransoletek i stojącą butelkę wody. Westchnęłam cicho i wypiłam kolejny łyk herbaty odstawiając kubek na komodę. Obeszłam wokół cały pokój po kolei otwierając wszystkie szuflady i sprawdzając ich zawartość. Zatrzymałam się przy fioletowym pudełku z czarnym napisem "Łapacz wspomnień". Wyciągnęłam je i położyłam na łóżku siadając obok. Otworzyłam je, a moje oczy ujrzały mnóstwo zdjęć. Wysypałam je wszystkie i rozłożyłam je na pościeli. Przeglądałam wzrokiem każde ujęcie, na wielu z nich znajdował się Justin, na wielu była również Ronnie. Jedno z nich było zrobione wśród palm, stliliśmy przytuleni w promieniach słońca. Na następnym robiliśmy śmieszne miny, natomiast kolejne było z jakiegoś typu imprezy. Jednak jedno ze zdjęć szczególnie przykuło moją uwagę. Byłam na nim ja, obok mnie stała kobieta w średnim wieku, miała brązowe włosy i oczy tego samego koloru. Była uśmiechnięta, zresztą tak samo jak ja. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam fotografie. Znajdował się tam napis "Dzień Matki 2010". A więc ta nieznana mi w tym momencie kobieta była moją matką. Patrząc na zdjęcie mogłam stwierdzić, że była naprawdę piękna. Wygładziłam zdjęcie ręką i powoli je odłożyłam.
-Demi, obiad jest gotowy!- usłyszałam krzyk Justina z dołu
Wstałam z łóżka i niepewnie zeszłam na dół. Stanęłam po środku korytarza nie mając pojęcia gdzie mam się skierować. Po chwili jednak zobaczyłam wychyloną przez drzwi głowę chłopaka więc ruszyłam w tym kierunku. Znalazłam się w dosyć dużej kuchni, zachowanej w odcieniach brązu. Usiadłam przy stole, gdzie już czekało na mnie apetycznie wyglądające spaghetti.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się pod nosem
-Smacznego.- usłyszałam odpowiedź
Danie było bardzo smaczne, więc szybko je zjadłam i utkwiłam wzrok w Justinie.
-Znalazłam zdjęcia...-zaczęłam-...nic nie pamiętam. Przepraszam, naprawdę nic nie mogę sobie przypomnieć. Wiem, że możesz czuć się z tym źle, dlatego przepraszam. Może moglibyśmy... zacząć od początku?-
Chłopak spojrzał na mnie, przegryzając wargę. Spuściłam wzrok czekając na odpowiedź.
-Cześć, jestem Justin.- brązowowłosy podał mi rękę
-Nazywam się Demi.- potrząsnęłam lekko jego dłonią uśmiechając się szeroko.
-Jak się dzisiaj czuję nasza księżniczka?- spytał wesoło
-O dziwo dobrze.- odparłam uśmiechając się
-W końcu wychodzisz stąd, długo na to czekałaś, prawda?-
-Zbyt długo.-
-Co miesiąc będziesz musiała przychodzić na badania kontrolne, musisz również ustalić plan spotkań z psychologiem. Zadzwonimy do Ciebie w tygodniu. Przyniosłem twoje rzeczy osobiste.- powiedział i podał mi trzymaną w ręce czarną torbę, niepewnie wzięłam ją i położyłam na łóżku -Jeśli będziesz potrzebować pomocy, zawsze będziesz mogła się do mnie zwrócić. Wiem, że to co przeżyłaś jest ciężkie i nie wyobrażam sobie co musisz czuć. Ale proszę bądź silna, dla tych którzy Cię kochają.- dokończył, uśmiechnął się i wolnym krokiem opuścił pokój zamykając za sobą drzwi.
Usiadłam na starannie pościelonym łóżku, złapałam za torbę, otworzyłam ją, a jej zawartość wysypałam na pościel. Ze środka wypadło kilka rzeczy mieszając się ze sobą, rozłożyłam każdą rzecz z osobna spoglądając na nie. Pierwsze co wzięłam do rąk był mój telefon, odblokowałam ekran. Był on jednak zablokowany kodem, nie miałam pojęcia jaki był, więc ciężko wzdychając ekran zablokowałam z powrotem i odłożyłam na miejsce. Następnymi rzeczami były typowe produkty, które znajdą się w każdej kobiecej torebce. Chusteczki, słuchawki, kosmetyczka, notatnik i długopis, okulary przeciwsłoneczne i parę innych przedmiotów. Na końcu w ręce złapałam beżowy, duży portfel. Otworzyłam go, a pierwszą rzeczą, którą od razu zauważyłam były dwa zdjęcia. Wstawione one były za małą szybką, górne zdjęcie przedstawiało mnie i Justina, który przytulał mnie od tyłu. Pod spodem znajdowała się fotografia moja i Ronnie. Zmarszczyłam brwi i starałam się przypomnieć chwilę uwiecznione na tych zdjęciach. Mój wysiłek poszedł jednak na marne, nie ważne jak bardzo bym się starała nic sobie nie przypomnę i chyba zaczynałam się z tym godzić. Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi, natychmiast zamknęłam portfel i wrzuciłam wszystkie rzeczy do wnętrza torby.
-Gotowa do wyjścia?- rozległ się przyjazny głos Justina
Pokiwałam tylko głową, wstałam z łóżka i chwyciłam za butelkę wody stojącą na szafce nocnej. Ostatni raz spojrzałam na biały pokój i pewnym krokiem wyszłam z sali. Przeszłam obok recepcji przyjaźnie uśmiechając się do pielęgniarki, która zajmowała się mną w ciągu mojego pobytu,
-Do widzenia, Suzanne.- krzyknęłam zmierzając w stronę drzwi wyjściowych.
-Trzymaj się, kochanie.- usłyszałam ciepły głos pielęgniarki i uśmiechnęłam się pod nosem. Wyszłam na zewnątrz, a ciepłe promienie słońca uderzyły o moją skórę na przemian zlewając się z delikatnym wiatrem. Spojrzałam na Justina, który szedł w stronę czarnego Range Rover'a, który najwidoczniej należał do niego, bo już po chwili siedział na miejscu kierowcy. Podbiegłam do samochodu i usiadłam w fotelu pasażera, dokładnie zapinając pasy. Ruszyliśmy w drogę.
-Justin.. tak w sumie to gdzie ja mieszkam?- spytałam
-Raczej mieszkamy.-
-Słucham?- spytałam zmieszana
-Od dwóch lat mieszkamy razem.-
-Żartujesz, prawda? Przecież ja Ciebie tak naprawdę nie znam, chyba nie myślisz, że będę żyła z nieznajomym pod jednym dachem.-
-A masz inny wybór, znasz kogoś innego?- spojrzał na mnie szybko, po tych słowach zamknęłam usta i zagłębiłam się w fotelu.
Taka była prawda. Nie miałam nikogo oprócz niego i Ronnie. Nie pamiętałam go, ale na pewno nie kłamał w sprawie mieszkania. Dlaczego miałby to robić? Zresztą znalezione dzisiaj zdjęcie musiało o czymś świadczyć, musieliśmy spędzić razem cudowne chwilę i chociaż tego nie pamiętałam na pewno tak było.
Resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Opierając brodę na dłoni wpatrywałam się przez okno w mijające nas obrazy, ciszę zakłócało tylko włączone radio grające na przemian smutne i wesołe piosenki. Jechaliśmy dosyć długo. Na oko przypuszczałam, że minęła godzina od kiedy wyjechaliśmy spod szpitala.
-Długo jeszcze?- spytałam cicho
-Jeszcze chwila i będziemy na miejscu.-
*
W końcu zatrzymaliśmy się, przez okno zauważyłam ciąg domków jednorodzinnych.
-Jesteśmy na miejscu- powiedział chłopak rozpinając pasy. Następnie wyłączył radio, wyciągnął kluczyki i wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo. Zarzuciłam torbę na ramię i wcisnęłam dłonie do tylnych kieszeni spodni. Było to osiedle wyglądające jakby wyciągnięte z amerykańskich filmów familijnych. Wszystkie domki były białe, a przed nimi stał płot tego samego koloru. Każdy dom miał naokoło wielki ogród. Dzieci radośnie biegały po ulicy, psy szczekały, a ja nadal stałam koło auta nie wiedząc co mam zrobić.
-Chodź.- krzyknął do mnie Justin z uśmiechem na ustach. Ruszył przed siebie i z kieszeni wyjął dosyć duży pęk kluczy. Podszedł do dużego domu, po prawej stronie drzwi wejściowych wisiała tabliczka z numerem 118. Chłopak otworzył płot, weszliśmy do środka, to samo zrobił z drzwiami wejściowymi. Stanęłam przed progiem i rozglądając się na około głośno westchnęłam i weszłam do środka domu. Znalazłam się w małym przedpokoju, położyłam na podłodze torbę, a obok niej po chwili leżały już czarne trampki, które od razu ściągnęłam. Weszłam dalej. Stałam na środku pomieszczenia, które można było nazwać dalszą częścią przedpokoju. Na podłodze położone były jasne panele, a ściany były koloru jasnej brzoskwini. Całe pomieszczenie było bardzo jasne i naprawdę ładnie wyglądało. Z prawej strony stała mała komoda, a na niej rzucone klucze i kilka rachunków.
-Proszę, zrobiłem herbaty.- Justin podał mi kubek z ciepła cieczą tym samym wyrywając mnie z oglądania pomieszczenia.- Chodźmy do salonu.- zaproponował i tak właśnie zrobiliśmy. Ściany były koloru beżowego, a meble jasny brąz. Świetnie się to komponowało i salon wyglądał bardzo przytulnie. Po dwóch stronach stały kanapy, na jednej z nich niedbale położony był koc. Pomiędzy nimi znajdował się stół, a na nim parę gazet i pilotów do telewizora, który wisiał na ścianie na przeciwko. Pod nim stała mała szafka a w niej ułożone mnóstwo płyt DVD. Upiłam łyk herbaty i zwróciłam się do chłopaka.
-Gdzie jest mój pokój?- spytałam
-Zaprowadzę Cię.- uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął iść, a ja podążałam za nim.
Weszliśmy na górę po schodach. Wskazał mi ręką na pierwsze drzwi po prawej stronie i w ich kierunku ruszyłam. Delikatnie otworzyłam białe drzwi i weszłam do środka. Rozglądnęłam się, uważnie obserwując każdy element pomieszczenia. Wszystkie ściany pomalowane były na pastelowy róż, białe meble idealnie pasowały do tego koloru. Na środku pokoju stało wielkie łóżko z mnóstwem poduszek w delikatnych kolorach, leżał na nim zamknięty laptop. Na przeciwko stała komoda, a na niej kilka książek, płyt, magazynów poukładanych w kontenerach oraz wypalona już świeczka. Obok niej znajdowała się toaletka z dużym lustrem po środku. Stało na niej pudełko, w którym było parę pędzli do makijażu oraz kosmetyki. Po obu stronach łóżka były stoliki nocne, na jednym z nich była ustawiona lampa, książka i świeczka. Na drugim natomiast zauważyłam położone kilka bransoletek i stojącą butelkę wody. Westchnęłam cicho i wypiłam kolejny łyk herbaty odstawiając kubek na komodę. Obeszłam wokół cały pokój po kolei otwierając wszystkie szuflady i sprawdzając ich zawartość. Zatrzymałam się przy fioletowym pudełku z czarnym napisem "Łapacz wspomnień". Wyciągnęłam je i położyłam na łóżku siadając obok. Otworzyłam je, a moje oczy ujrzały mnóstwo zdjęć. Wysypałam je wszystkie i rozłożyłam je na pościeli. Przeglądałam wzrokiem każde ujęcie, na wielu z nich znajdował się Justin, na wielu była również Ronnie. Jedno z nich było zrobione wśród palm, stliliśmy przytuleni w promieniach słońca. Na następnym robiliśmy śmieszne miny, natomiast kolejne było z jakiegoś typu imprezy. Jednak jedno ze zdjęć szczególnie przykuło moją uwagę. Byłam na nim ja, obok mnie stała kobieta w średnim wieku, miała brązowe włosy i oczy tego samego koloru. Była uśmiechnięta, zresztą tak samo jak ja. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam fotografie. Znajdował się tam napis "Dzień Matki 2010". A więc ta nieznana mi w tym momencie kobieta była moją matką. Patrząc na zdjęcie mogłam stwierdzić, że była naprawdę piękna. Wygładziłam zdjęcie ręką i powoli je odłożyłam.
-Demi, obiad jest gotowy!- usłyszałam krzyk Justina z dołu
Wstałam z łóżka i niepewnie zeszłam na dół. Stanęłam po środku korytarza nie mając pojęcia gdzie mam się skierować. Po chwili jednak zobaczyłam wychyloną przez drzwi głowę chłopaka więc ruszyłam w tym kierunku. Znalazłam się w dosyć dużej kuchni, zachowanej w odcieniach brązu. Usiadłam przy stole, gdzie już czekało na mnie apetycznie wyglądające spaghetti.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się pod nosem
-Smacznego.- usłyszałam odpowiedź
Danie było bardzo smaczne, więc szybko je zjadłam i utkwiłam wzrok w Justinie.
-Znalazłam zdjęcia...-zaczęłam-...nic nie pamiętam. Przepraszam, naprawdę nic nie mogę sobie przypomnieć. Wiem, że możesz czuć się z tym źle, dlatego przepraszam. Może moglibyśmy... zacząć od początku?-
Chłopak spojrzał na mnie, przegryzając wargę. Spuściłam wzrok czekając na odpowiedź.
-Cześć, jestem Justin.- brązowowłosy podał mi rękę
-Nazywam się Demi.- potrząsnęłam lekko jego dłonią uśmiechając się szeroko.
**
Przepraszam za dosyć długą nie obecność. Nie miałam weny, a na przymus pisać nie chcę.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Dajcie znać co o nim sądzicie.
czytasz=komentujesz