wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 4

Minęły trzy tygodnie od wypadku. Słoneczne promienie przedzierały się przez żaluzję do wnętrza szpitalnego pokoju. W końcu nadszedł dzień, w którym zostanę wypisana. Stałam przed oknem wpatrując się ślepo w obraz przede mną. Ubrana byłam w czarne dresy, zwykłą koszulkę, a na ramiona narzuciłam szary, luźny sweter.  Na zegarze wybiła godzina 9.00 i w tym samym momencie do sali wszedł doktor House. Natychmiast odwróciłam się w jego stronę.
-Jak się dzisiaj czuję nasza księżniczka?- spytał wesoło
-O dziwo dobrze.- odparłam uśmiechając się
-W końcu wychodzisz stąd, długo na to czekałaś, prawda?-
-Zbyt długo.-
-Co miesiąc będziesz musiała przychodzić na badania kontrolne, musisz również ustalić plan spotkań z psychologiem. Zadzwonimy do Ciebie w tygodniu. Przyniosłem twoje rzeczy osobiste.- powiedział i podał mi trzymaną w ręce czarną torbę, niepewnie wzięłam ją i położyłam na łóżku -Jeśli będziesz potrzebować pomocy, zawsze będziesz mogła się do mnie zwrócić. Wiem, że to co przeżyłaś jest ciężkie i nie wyobrażam sobie co musisz czuć. Ale proszę bądź silna, dla tych którzy Cię kochają.- dokończył, uśmiechnął się i wolnym krokiem opuścił pokój zamykając za sobą drzwi.
Usiadłam na starannie pościelonym łóżku, złapałam za torbę, otworzyłam ją, a jej zawartość wysypałam na pościel. Ze środka wypadło kilka rzeczy mieszając się ze sobą, rozłożyłam każdą rzecz z osobna spoglądając na nie. Pierwsze co wzięłam do rąk był mój telefon, odblokowałam ekran. Był on jednak zablokowany kodem, nie miałam pojęcia jaki był, więc ciężko wzdychając ekran zablokowałam z powrotem i odłożyłam na miejsce. Następnymi rzeczami były typowe produkty, które znajdą się w każdej kobiecej torebce. Chusteczki, słuchawki, kosmetyczka, notatnik i długopis, okulary przeciwsłoneczne i parę innych przedmiotów. Na końcu w ręce złapałam beżowy, duży portfel. Otworzyłam go, a pierwszą rzeczą, którą od razu zauważyłam były dwa zdjęcia. Wstawione one były za małą szybką, górne zdjęcie przedstawiało mnie i Justina, który przytulał mnie od tyłu. Pod spodem znajdowała się fotografia moja i Ronnie. Zmarszczyłam brwi i starałam się przypomnieć chwilę uwiecznione na tych zdjęciach. Mój wysiłek poszedł jednak na marne, nie ważne jak bardzo bym się starała nic sobie nie przypomnę i chyba zaczynałam się z tym godzić. Nagle usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi, natychmiast zamknęłam portfel i wrzuciłam wszystkie rzeczy do wnętrza torby.
-Gotowa do wyjścia?- rozległ się przyjazny głos Justina
Pokiwałam tylko głową, wstałam z łóżka i chwyciłam za butelkę wody stojącą na szafce nocnej. Ostatni raz spojrzałam na biały pokój i pewnym krokiem wyszłam z sali. Przeszłam obok recepcji przyjaźnie uśmiechając się do pielęgniarki, która zajmowała się mną w ciągu mojego pobytu,
-Do widzenia, Suzanne.- krzyknęłam zmierzając w stronę drzwi wyjściowych.
-Trzymaj się, kochanie.- usłyszałam ciepły głos pielęgniarki i uśmiechnęłam się pod nosem. Wyszłam na zewnątrz, a ciepłe promienie słońca uderzyły o moją skórę na przemian zlewając się z delikatnym wiatrem. Spojrzałam na Justina, który szedł w stronę czarnego Range Rover'a, który najwidoczniej należał do niego, bo już po chwili siedział na miejscu kierowcy. Podbiegłam do samochodu i usiadłam w fotelu pasażera, dokładnie zapinając pasy. Ruszyliśmy w drogę.
-Justin.. tak w sumie to gdzie ja mieszkam?- spytałam
-Raczej mieszkamy.-
-Słucham?- spytałam zmieszana
-Od dwóch lat mieszkamy razem.-
-Żartujesz, prawda? Przecież ja Ciebie tak naprawdę nie znam, chyba nie myślisz, że będę żyła z nieznajomym pod jednym dachem.-
-A masz inny wybór, znasz kogoś innego?- spojrzał na mnie szybko, po tych słowach zamknęłam usta i zagłębiłam się w fotelu.
Taka była prawda. Nie miałam nikogo oprócz niego i Ronnie. Nie pamiętałam go, ale na pewno nie kłamał w sprawie mieszkania. Dlaczego miałby to robić? Zresztą znalezione dzisiaj zdjęcie musiało o czymś świadczyć, musieliśmy spędzić razem cudowne chwilę i chociaż tego nie pamiętałam na pewno tak było.
Resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Opierając brodę na dłoni wpatrywałam się przez okno w mijające nas obrazy, ciszę zakłócało tylko włączone radio grające na przemian smutne i wesołe piosenki. Jechaliśmy dosyć długo. Na oko przypuszczałam, że minęła godzina od kiedy wyjechaliśmy spod szpitala.
-Długo jeszcze?- spytałam cicho
-Jeszcze chwila i będziemy na miejscu.-
*
W końcu zatrzymaliśmy się, przez okno zauważyłam ciąg domków jednorodzinnych.
-Jesteśmy na miejscu- powiedział chłopak rozpinając pasy. Następnie wyłączył radio, wyciągnął kluczyki i wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo. Zarzuciłam torbę na ramię i wcisnęłam dłonie do tylnych kieszeni spodni. Było to osiedle wyglądające jakby wyciągnięte z amerykańskich filmów familijnych. Wszystkie domki były białe, a przed nimi stał płot tego samego koloru. Każdy dom miał naokoło wielki ogród. Dzieci radośnie biegały po ulicy, psy szczekały, a ja nadal stałam koło auta nie wiedząc co mam zrobić.
-Chodź.- krzyknął do mnie Justin z uśmiechem na ustach. Ruszył przed siebie i z kieszeni wyjął dosyć duży pęk kluczy. Podszedł do dużego domu, po prawej stronie drzwi wejściowych wisiała tabliczka z numerem 118. Chłopak otworzył płot, weszliśmy do środka, to samo zrobił z drzwiami wejściowymi. Stanęłam przed progiem i rozglądając się na około głośno westchnęłam i weszłam do środka domu. Znalazłam się w małym przedpokoju, położyłam na podłodze torbę, a obok niej po chwili leżały już czarne trampki, które od razu ściągnęłam. Weszłam dalej. Stałam na środku pomieszczenia, które można było nazwać dalszą częścią przedpokoju. Na podłodze położone były jasne panele, a ściany były koloru jasnej brzoskwini. Całe pomieszczenie było bardzo jasne i naprawdę ładnie wyglądało. Z prawej strony stała mała komoda, a na niej rzucone klucze i kilka rachunków.
-Proszę, zrobiłem herbaty.- Justin podał mi kubek z ciepła cieczą tym samym wyrywając mnie z oglądania pomieszczenia.- Chodźmy do salonu.- zaproponował i tak właśnie zrobiliśmy. Ściany były koloru beżowego, a meble jasny brąz. Świetnie się to komponowało i salon wyglądał bardzo przytulnie. Po dwóch stronach stały kanapy, na jednej z nich niedbale położony był koc. Pomiędzy nimi znajdował się stół, a na nim parę gazet i pilotów do telewizora, który wisiał na ścianie na przeciwko. Pod nim stała mała szafka a w niej ułożone mnóstwo płyt DVD. Upiłam łyk herbaty i zwróciłam się do chłopaka.
-Gdzie jest mój pokój?- spytałam
-Zaprowadzę Cię.- uśmiechnął się w odpowiedzi i zaczął iść, a ja podążałam za nim.
Weszliśmy na górę po schodach. Wskazał mi ręką na pierwsze drzwi po prawej stronie i w ich kierunku ruszyłam. Delikatnie otworzyłam białe drzwi i weszłam do środka. Rozglądnęłam się, uważnie obserwując każdy element pomieszczenia. Wszystkie ściany pomalowane były na pastelowy róż, białe meble idealnie pasowały do tego koloru. Na środku pokoju stało wielkie łóżko z mnóstwem poduszek w delikatnych kolorach, leżał na nim zamknięty laptop. Na przeciwko stała komoda, a na niej kilka książek, płyt, magazynów poukładanych w kontenerach oraz wypalona już świeczka. Obok niej znajdowała się toaletka z dużym lustrem po środku. Stało na niej pudełko, w którym było parę pędzli do makijażu oraz kosmetyki. Po obu stronach łóżka były stoliki nocne, na jednym z nich była ustawiona lampa, książka i świeczka. Na drugim natomiast zauważyłam położone kilka bransoletek i stojącą butelkę wody. Westchnęłam cicho i wypiłam kolejny łyk herbaty odstawiając kubek na komodę. Obeszłam wokół cały pokój po kolei otwierając wszystkie szuflady i sprawdzając ich zawartość. Zatrzymałam się przy fioletowym pudełku z czarnym napisem "Łapacz wspomnień". Wyciągnęłam je i położyłam na łóżku siadając obok. Otworzyłam je, a moje oczy ujrzały mnóstwo zdjęć. Wysypałam je wszystkie i rozłożyłam je na pościeli. Przeglądałam wzrokiem każde ujęcie, na wielu z nich znajdował się Justin, na wielu była również Ronnie. Jedno z nich było zrobione wśród palm, stliliśmy przytuleni w promieniach słońca. Na następnym robiliśmy śmieszne miny, natomiast kolejne było z jakiegoś typu imprezy. Jednak jedno ze zdjęć szczególnie przykuło moją uwagę. Byłam na nim ja, obok mnie stała kobieta w średnim wieku, miała brązowe włosy i oczy tego samego koloru. Była uśmiechnięta, zresztą tak samo jak ja. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam fotografie. Znajdował się tam napis "Dzień Matki 2010". A więc ta nieznana mi w tym momencie kobieta była moją matką. Patrząc na zdjęcie mogłam stwierdzić, że była naprawdę piękna. Wygładziłam zdjęcie ręką i powoli je odłożyłam.
-Demi, obiad jest gotowy!- usłyszałam krzyk Justina z dołu
Wstałam z łóżka i niepewnie zeszłam na dół. Stanęłam po środku korytarza nie mając pojęcia gdzie mam się skierować. Po chwili jednak zobaczyłam wychyloną przez drzwi głowę chłopaka więc ruszyłam w tym kierunku. Znalazłam się w dosyć dużej kuchni, zachowanej w odcieniach brązu. Usiadłam przy stole, gdzie już czekało na mnie apetycznie wyglądające spaghetti.  
-Dziękuję- uśmiechnęłam się pod nosem
-Smacznego.- usłyszałam odpowiedź
Danie było bardzo smaczne, więc szybko je zjadłam i utkwiłam wzrok w Justinie.
-Znalazłam zdjęcia...-zaczęłam-...nic nie pamiętam. Przepraszam, naprawdę nic nie mogę sobie przypomnieć. Wiem, że możesz czuć się z tym źle, dlatego przepraszam. Może moglibyśmy... zacząć od początku?-
Chłopak spojrzał na mnie, przegryzając wargę. Spuściłam wzrok czekając na odpowiedź.
-Cześć, jestem Justin.- brązowowłosy podał mi rękę
-Nazywam się Demi.- potrząsnęłam lekko jego dłonią uśmiechając się szeroko.

**
Przepraszam za dosyć długą nie obecność. Nie miałam weny, a na przymus pisać nie chcę.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Dajcie znać co o nim sądzicie.
czytasz=komentujesz

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 3

Minął tydzień od wypadku, nadal leżałam w szpitalu i chociaż jak tylko mogłam próbowałam przypomnieć sobie, choćby najmniejszą cząstkę mojego życia, nie udawało mi się to. Ronnie i Justin codziennie mnie odwiedzali opowiadali dawne sytuacje głośno śmiejąc się wspominając zabawne chwile. Ja tylko potakiwałam i fałszywie uśmiechałam się by nie zrobić im przykrości. Jednak to co naprawdę czułam, co siedziało w środku mnie było najgorszym koszmarem. Każdej nocy słyszałam pisk opon i gwałtownie padające na moje oczy strumienie jasnego światła. Było to moje jedynie wspomnienie. Po takim śnie codziennie budziłam się zalana potem i rozhisteryzowana, a resztę nocy spędzałam na wierceniu się w łóżku nie mogąc znaleźć sobie wygodnej pozycji. Miałam ochotę krzyczeć tak głośno by usłyszało mnie całe miasto, wewnątrz krzyczałam jak najgłośniej mogłam lecz dźwięk nie wydobywał się na zewnątrz. Nikt nie mógł usłyszeć mojego wołania o pomoc. Gdy nikt nie patrzył niekontrolowany potok łez wylewał się z moich oczu. Miałam dosyć każdego centymetra tego pokoju, pielęgniarek i lekarzy, którzy byli naprawdę bardzo mili, jednak ja odbierałam to odwrotnie i odpychałam ich od siebie nie odpowiadając na zadane mi pytania i bezskuteczne próby rozmowy. Zamknęłam się w swoim własnym, wewnętrznym świecie, do którego nikogo nie wpuszczałam, wolałam zostawić swoje myśli dla siebie niż dzielić się nimi z resztą świata.
-...Siedziała tam chyba z cztery godziny aż w końcu ktoś ją wypuścił... Demi czy ty mnie w ogóle słuchasz?- usłyszałam donośny głos mojej rzekomej przyjaciółki, o której nie wiedziałam praktycznie nic
-Tak, pewnie.- odpowiedziałam cicho ponownie wbijając wzrok w sufit.
 Po chwili poczułam na sobie przenikliwe spojrzenie padające ze strony Justina. Ukradkiem oka spojrzałam na niego, siedział na krześle naprzeciwko mnie i opierając się dłonią o brodę ze zmarszczonymi brwiami wpatrywał się we mnie. Z lewej strony chcąc czy nie chcąc słyszałam dobiegający monolog Ronnie. Czułam jakby przeszywający wzrok chłopaka wkradał sie w moją duszę i rozwiązywał zagadki mojej psychiki. Ta sytuacja była dla mnie tak męcząca, że po paru sekundach gwałtownie odwróciłam głowę uciekając od wzroku Justina. W tym samym momencie drzwi od sali otworzyły się, a do środka weszła pielęgniarka z tacą w dłoni, a na niej postawionej misce.
-Czas obiadu kochanie.- zwróciła się do mnie życzliwie
-Ja jej pomogę.- powiedział chłopak i wziął od niej tacę siadając obok mnie.
-To ja pójdę na stołówkę i coś przegryzę. Umieram z głodu.- Ronnie odparła z szerokim uśmiechem i razem z pielęgniarką wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi
Fizycznie czułam się coraz lepiej więc złapałam za mały pilot przymocowany do łóżka i nacisnęłam duży, czerwony guzik znajdujący się na nim. Górna część łóżka powoli podniosła się do pozycji siedzącej, a ja poprawiłam leżąca za mną poduszkę i przetarłam dłońmi zmęczoną twarz.
Spojrzałam w bok, Justin wziął właśnie do dłoni miskę i łyżkę wpatrując się we mnie. W środku naczynia znajdowała się zupa pomidorowa, którą lubiłam więc nie wybrzydzałam na jedzenie.
-No to...za Justinka.- powiedział chłopak nabierając na łyżkę zupę i tanecznym ruchem włożył mi ją do ust.
Zaśmiałam się głośno rozbawiona tą sytuacją. Zjadłam połowę posiłku po czym z poważną miną spojrzałam na towarzysza.
-Daj, chcę spróbować sama.- powiedziałam stanowczo kiwając głową w kierunku naczynia
On zmarszczył brwi i niepewnie położył tacę na moich kolanach. Miskę postawił na niej i złapał moją prawą dłoń. Otworzył ją powoli, włożył łyżkę i mocno zamknął ją z powrotem. Trzęsącym się ruchem włożyłam łyżkę do cieczy i nabrałam porcję posiłku, która natychmiast wylała się i wróciła na swoje miejsce. Głośno westchnęłam i powtórzyłam wcześniejszą czynność. Robiłam tę samą rzecz około dziesięciu razy, ale ona nadal nie przynosiła żadnego skutku i zupa ciągle lądowała w naczyniu.
-Cholera.-szepnęłam-Cholera!- krzyknęłam samowolnie odrzucając z moich kolan tacę z zupą. Ona szybko obróciła się w powietrzu i wylądowała na białej podłodze. Przed chwilą jeszcze czysta posadzka z sekundy na sekundę coraz bardziej pokrywała się pomarańczową cieczą.
-Nie mogę sama nawet zjeść cholernej zupy! Jestem bezużyteczna, bezwartościowa. Jaki jest sens tego czy będę żyła czy też nie? Po prostu mnie zabijcie i darujcie mi tych cierpień. To wszystko nie ma sensu, nic nie ma sensu!- krzyczałam tak głośno jak tylko mogłam, łzy zebrały się w moich oczach, a już po chwili spływały po moich policzkach, ciężko oddychałam wlepiając puste spojrzenie w pościel. Poczułam na swojej dłoni, dłoń Justina. Spojrzałam na niego przez zapłakane oczy, po jego twarzy również spływały słone kropelki. Po chwili do sali wbiegły dwie pielęgniarki, a za nimi sprzątaczka z mopem i wiadrem wody, od razu zabierając się do sprzątania zupy, którą wyrzuciłam. Kobiety w białych fartuszkach złapały mnie za ręce z obu stron i spuszczając łóżko położyły mnie powoli na nim.
-Zabijcie mnie! Zabijcie mnie. Zabijcie mnie...-powtarzałam z każdym wyrazem spuszczając głośność wypowiedzianych słów
Po tym natychmiast poczułam igła wbijaną w wewnętrzną część przedramienia. Byłam pewna, że dostałam dawkę leku uspokajającego, bo już po chwili poczułam znużenie, aż w końcu oczy całkowicie mi się zamknęły, a ja trafiłam do krainy Morfeusza.
*
Patrząc na teraz śpiącą spokojnie dziewczynę, którą kochałem ponad życie nie mogłem opanować kolejnej fali łez. Była to jedyna osoba, którą tak kochałem. Dałbym się za nią zabić. Nigdy nie chciałem by poczuła jakikolwiek ból, nie ważne czy byłby to ból psychiczny czy fizyczny. A teraz sam byłem świadkiem jak błagała o śmierć. To przeżycie było najokropniejszym momentem w moim życiu. Nie mogłem wytrzymać widoku jej w takim stanie. Była wściekła, roztrzęsiona, smutna, zdesperowana, a zarazem taka niewinna i nie zdająca sobie sprawy z tego co tak naprawdę robi. A ja jedyne co mogłem zrobił było wpatrywanie się w nią, będącą w tak strasznej formie. Od czasu wypadku, za każdym razem kiedy ją widziałem moje serce łamało się na tysiące małych kawałków. Nie mogłem pojąć tego, że ona naprawdę nic nie pamięta. Nie pamięta naszych wspólnie spędzonych chwil, kiedy rozkoszowaliśmy się każdą sekundą bycia razem.
A co jeśli... ona nigdy nie przypomni sobie kim tak naprawdę jestem i co do mnie czuła jeszcze tydzień temu?

**
Następny rozdział dodany, mam nadzieję, że wam się spodoba. 
Trochę mi przykro, że pod poprzednim rozdziałem było tak mało komentarzy
czytasz = komentujesz :)

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 2

-Jak to nie pamiętasz?- spytałem wbijając wzrok w białą podłogę. - Demi przecież to ja, Justin.-
-Demi?- dziewczyna powiedziała jakby sama do siebie - Ja. . . nazywam się Demi?- dokończyła
Spojrzałem na nią lekko otwierając usta ze zdziwienia. Tysiące myśli kłębiły się w mojej głowie, jednak żadną z nich nie wypowiedziałem na głos. Totalnie mnie zamurowało, nie wiedziałem jak się zachować więc tylko obróciłem się na pięcie i wyszedłem z sali.
-Powiedziałam coś nie tak?- usłyszałem zdezorientowany głos nieświadomej niczego Demetrii.
Zaraz po tym drzwi zatrzasnęły się po moim wyjściu, a ja podszedłem do ściany i oparłem się o nią plecami. Zamknąłem oczy i głośno odetchnąłem. Po chwili usiadłem na zimnej, szpitalnej podłodze, a łzy zebrały się w moich oczach. "Ona nic nie pamięta..." pomyślałem. Nie pamięta jak pierwszy raz spotkaliśmy się w miejscowej kawiarni. Nie pamięta, że miała wtedy na sobie czerwoną sukienkę. Nie pamięta, że popijała kawę czytając kolejne strony "Pamiętnika" Nicholas'a Sparks'a. Wszystkie lata jej życia zniknęły, a co najbardziej mnie martwiło z jej życia zniknąłem ja. Przeczesałem włosy palcami i podparłem brodę na dłoni głośno oddychając próbując powstrzymać łzy. Jednak już po paru sekundach poczułem spływające po moich policzkach słone krople.
-Cholera...-syknąłem pod nosem i wstałem- Cholera!- tym razem krzyknąłem i kopnąłem stojący obok mnie kosz na śmieci.
Spojrzałem na pielęgniarkę stojącą przy recepcji, która wpatrywała się we mnie z niepokojem. W tej samej chwili z sali dziewczyny wyszedł lekarz, a za nim pielęgniarka. Dr.House podszedł niepewnie do mnie, co chwilę otwierając i zamykając usta, próbując coś powiedzieć. Zerknąłem na niego ze złością.
-Obiecałeś. Obiecałeś, że z tego wyjdzie, że to nic poważnego.- powiedziałem szybko podnosząc głos, a on pokiwał twierdząco głową co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.
-Wiem i jest mi przykro.- prychnąłem pod nosem przerywając mu wypowiedź, on tylko spojrzał na mnie i udał, że nic się nie stało.- Rzeczywiście ma wstrząs mózgu, jednak jest on poważniejszy niż mi się wydawało. W momencie zderzenia z autem Demetria doznała szoku i straciła pamięć, tracąc również umiejętność wykonywania podstawowych czynności życiowych.- dokończył
Zmarszczyłem brwi.
-Nie pamięta jak ma na nazwisko, ile ma lat, nie ma nawet pojęcia do czego służy łyżka.- wytłumaczył widząc moją zdezorientowaną minę.- W tym momencie jest na poziomie niemowlaka.-
Chwyciłem się za głowę rozglądając się bez celu na około. Obróciłem się wokół własnej osi i spojrzałem przez szklane drzwi do środka sali. Demi leżała na łóżku i wpatrywała się w sufit, na stołku obok siedziała Ronnie, która wylewała z siebie kolejną gigantyczną ilość łez. Zrobiło mi się słabo więc jak najszybciej ruszyłem przed siebie i wyszedłem ze szpitala trzaskając za sobą drzwiami. Łapczywie złapałem w płuca świeże powietrze i zmrużyłem oczy pod wpływem mocnych promieni słońca. Usiadłem na pobliskiej ławce i wyciągnąłem z kieszeni spodni paczkę papierosów. Nie paliłem nałogowo, tylko w nerwowych sytuacjach, a ta w której się obecnie znajdowałem na pewno taka była. Wyciągnąłem jedną szlugę i podpaliłem ją, wkładając do ust. Zaciągnąłem się po chwili wypuszczając z ust dym. Siedziałem tak jeszcze około pięciu minut po czym wstałem i poszedłem kierując się w stronę domu, w którym mieszkałem razem z moją dziewczyną.
*perspektywa Demi*
Leżałam pod białą kołdrą wpatrując się w sufit tego samego koloru. Biel na każdym elemencie tego pomieszczenia doprowadzała mnie do szaleństwa. Obraz co chwilę zamazywał mi się przed oczami z niewiadomego mi powodu. Po lewej stronie siedziała dziewczyna, która co chwilę cicho pociągała nosem i wycierała łzy z policzków. Mimo opuchniętych oczu i lekko rozczochranych włosów  widziałam jak piękna ona była. Spojrzałam na nią ze smutkiem.
-Przepraszam.- powiedziałam cicho
Ona tylko na mnie spojrzała i gwałtownie wstając przytuliła mnie mocno, szlochając jeszcze głośno niż przed chwilą. Musiała być dla mnie naprawdę ważna skoro aż tak przeżywa wszystko co się ze mną dzieję. Do moich oczu również zebrały się łzy, ale nie chciałam pozwolić im na wydostanie się na zewnątrz.
-Przepraszam.- powtórzyłam jeszcze raz i zmarszczyłam lekko brwi. Brunetka puściła mnie i wróciła na swoje dawne miejsce.- Może opowiesz mi wszystko. . . o mnie. - powiedziałam niepewnie patrząc na nią, ona pokiwała tylko głową i wnętrzem dłoni przetarła twarz spokojnie oddychając.
-Nazywam się Ronnie Miller, mam siedemnaście lat, tak samo jak ty. Przyjaźnimy się od czternastu lat, nasze mamy przyjaźniły się wtedy więc wychodziłyśmy na wspólne spacery bawiąc się razem. Wszystko zaczęło się od tego, że obie miałyśmy takie same lalki. Twoja nazywała się Lilly, a moja Emily. Zawsze bawiłyśmy się nimi tak, że były one nie rozłączne więc obiecałyśmy sobie, że będziemy takie same jak one.- zaśmiała się lekko - Razem poszłyśmy do podstawówki, gimnazjum, teraz jesteśmy razem również w liceum. Jesteśmy dla siebie jak siostry i kocham Cię najbardziej na świecie.- powiedziała załamującym się głosem.
Niepewnie złapałam ją za rękę próbując ułożyć w mojej głowie wszystko co usłyszałam.
-Opowiedz mi coś o chłopaku, który tutaj był.- powiedziałam
-To Justin. Jesteście parą od dwóch lat, kochacie się ponad wszystko. Nigdy nie widziałam tak zgranej i kochającej się pary jaką jesteście wy. Poznaliście się trzy lata temu, kiedy...- zatrzymała się na chwilę spoglądając na mnie - ...kiedy twoja mama zmarła.- dokończyła
Wstrzymałam na parę sekund oddech.
-Kontynuuj.- powiedziałam szybko
-To on pomógł Ci się pozbierać, to dzięki niemu znów zaczęłaś się uśmiechać. To wszystko co powinnaś pamiętać. Jest on osobą, którą kochasz ponad życie.- powiedziała i spuściła wzrok w dół kończąc swoją wypowiedź. Pokiwałam tylko głową starając się spamiętać wszystko czego się właśnie dowiedziałam.
-Dziękuję.- szepnęłam, a drzwi od sali się otworzyły. W progu stanęła pielęgniarka.
-Kochanie..-zwróciła się do Ronnie- siedzisz tu już drugi dzień proszę idź do domu i się prześpij, zjedz coś.- powiedziała z troską, dziewczyna kiwnęła tylko głową, wstała, pocałowała mnie w policzek i odparła -Trzymaj się, kocham cię.- uśmiechając się. Próbowałam odwzajemnić uśmiech jednak na mojej twarzy pojawił się jedynie dziwny grymas. Brunetka wyszła z sali, a ja znów utkwiłam wzrok w suficie, po chwili poczułam znużenie i nie wiedząc kiedy zasnęłam.

**
Rozdział nie podoba mi się, ale mam nadzieję że jakoś go przeżyjecie. Obiecuję, że następne będą lepsze. Mam nadzieję, że wyrazicie swoje opinie w komentarzach.
czytasz=komentujesz. 
 

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 1

Cała ulica rozświetlona była połyskującymi na przemian czerwonymi i niebieskimi światłami umieszczonymi na dachu karetki. Ludzie nadal wpatrywali się w zaistniałą sytuację z przerażeniem w oczach. Ronnie była nadal tak roztrzęsiona, że siedziała na ziemi i nie mogła zapanować nad trzęsącym się ciałem spowodowanym szokiem, który przeżyła. Dwóch lekarzy delikatnie uniosło poszkodowaną z betonu i ułożyło ją na noszach. Justin rozhisteryzowany biegał na palcach, zaglądając lekarzom przez ramiona i przekrzykując uliczny szum wywołując imię ukochanej. Z boku stał radiowóz, a obok niego stał mężczyzna w policyjnym mundurze spisujący zeznania kobiety, która wjechała w Demi.
-Muszę z wami jechać, muszę wiedzieć co się z nią dzieje!- krzyczał Justin w stronę lekarzy, który wkładali nosze z dziewczyną do wnętrza karetki. Jeden z nich spojrzał na niego przez przymknięte oczy.
-Jesteś z rodziny?- spytał pospiesznie
-Jestem jej chłopakiem, ma tylko mnie.- odpowiedział natychmiast
-Wskakuj.- doktor kiwną głową w stronę karetki. Chłopak podbiegł w stronę Ronnie, która delikatnie podniósł z ziemi i trzymając pod rękę zaprowadził do karetki pomagając jej wejść do środka. Pielęgniarka, która znajdowała się wewnątrz zamknęła za nimi drzwi i wóz odjechał. Dwójka przyjaciół usiadła obok siebie we wmontowanych po bokach siedzeniach spoglądając na Demetrię, która leżała naprzeciwko nich z zamkniętymi oczyma będąc kompletnie nie przytomna. Lekarze biegali wokół niej wykonując przeróżne badania i podłączając ją pod kroplówkę.
*oczami Justina*
Spojrzałem na Ronnie, która kurczowo trzymała moją prawą dłoń. Jej twarz była blada jak ściana, chociaż dziewczyna z natury miała dosyć ciemną karnację.
-Wszystko w porządku?- spytałem niepewnie, ona tylko pokiwała lekko głową chociaż wiedziałem, że to nieprawda.
Wzrok przeniosłem na moją dziewczynę, która teraz leżała na tych noszach i była w całkiem innym świecie. Uważnie obserwowałem każdy ruch pomocy medycznej, którzy bez przerwy kręcili się po samochodzie. Pielęgniarka wbiła wzrok w Ronnie i natychmiast wyciągnęła z przenośnej lodówki butelkę wody, która jej podała, a na jej dłoń z opakowania wycisnęła dużą, białą tabletkę.
-To tabletki uspokajające, weź to kochanie, nie wyglądasz zbyt dobrze.- powiedziała spokojnie
Brunetka wrzuciła pigułkę do ust i nadal trzęsącymi się dłońmi odkręciła zakrętkę od butelki i popiła wodą tabletkę.
Nagle wóz gwałtownie się zatrzymał co spowodowało, że lekko odrzuciło mnie do przodu. Drzwi zostały otworzone przez lekarzy, którzy czekali na nasz przyjazd. Pomogli wyciągnąć i rozłożyć nosze tak by swobodnie mogły wjechać do szpitala co zresztą po kilku sekundach zrobiły. Szybko wyskoczyłem z pojazdu i pomogłem Ronnie zrobić to samo. Przyjacielsko złapaliśmy się za ręce dodając sobie nawzajem otuchy. Kiedy stanęliśmy przy drzwiach szpitala one automatycznie się otworzyły, a my weszliśmy do środka. Pobiegliśmy za grupką lekarzy z którymi przed chwilą jechaliśmy w karetce. Zawieźli oni Demi na osobną salę i powoli przenieśli ją z noszy na łóżko. Zamknęli za sobą drzwi więc ja i moja przyjaciółka obserwowaliśmy wszystko przez szklane drzwi, właśnie podłączali ją do tej całej skomplikowanej aparatury medycznej. Po około pięciu minutach wszyscy z sali wyszli, a w środku została jedynie pielęgniarka.
-Hej, przepraszam!- zerwałem się nerwowo wołając za jednym z lekarzy - Doktorze...House. - spojrzałem na jego identyfikator zapięty na fartuchu, dziwiąc się na widok jego nazwiska, które od razu skojarzyło mi się z medycznym serialem, potrząsnąłem lekko głową wyrywając się z moich przemyśleń - Co z nią, wszystko będzie dobrze?- spytałem
-Wszystko powinno być w jak najlepszym porządku - mężczyzna uśmiechnął się - Dostała szoku, możliwy jest wstrząs mózgu, ale nie jest to nic poważnego. Szybko powinna z tego wyjść.- House poprawił okulary, które spadły mu do połowy nosa.
-Dz..Dziękuję.- za jąkałem się i delikatny uśmiech wkradł się na moje usta, dr. House odszedł, a ja wróciłem do Ronnie.
-To nic poważnego.- powtórzyłem to co sam przed chwilą usłyszałem siadając na niebieskim krześle obok sali, dziewczyna usiadła koło mnie i pokiwała tylko głową wbijając wzrok w ścianę naprzeciwko.
Minęła godzina po czym pielęgniarka wyszła z pokoju zwracając się do nas.
-Zaszyłam jej ranę na skroni, jest nadal nieprzytomna, ale jeżeli chcecie możecie wejść.- oznajmiła i spokojnym krokiem odeszła w stronę recepcji.
Zerwałem się na nogi i czym prędzej chwyciłem za klamkę i powoli ją przechyliłem powodując otwarcie drzwi. Obróciłem się spoglądając na moja towarzyszkę, która nadal siedziała w tej samej pozycji i nie przez cały czas nie odezwała się ani słowem.
-Pójdę po kawę, zaraz przyjdę.- powiedziała szybko i odeszła zmierzając ku automatowi z napojami.
Skinąłem tylko głową jakby sam do siebie i wszedłem do sali siadając na stołku ustawionym koło łóżka. Spojrzałem na zegarek powieszony na bocznej ścianie, który wskazywał godzinę 23.40. Westchnąłem cicho i wbiłem wzrok w mojej dziewczynie, która leżała wyglądając jakby po prostu spała. Na jej skroni widniało parę szwów, a pod brodą znajdowała się mała rana, której wcześniej nie zauważyłem. Mocno złapałem jej bezwładną dłoń i pod nosem mówiłem, że wszystko będzie dobrze, że wyjdzie z tego będąc jak najbardziej przekonanym o prawdzie tych słów. Siedziałem tak chwilę, aż w końcu w sali pojawiła się Ronnie z dwoma kubkami w dłoniach wypełnionymi kawą. Wręczyła mi jeden z nich, uśmiechnąłem się lekko patrząc jej w oczy w geście podziękowania. Ona sama usiadła na małej kanapie, która stała za mną. Pokój wypełniła cisza. Minęło parę minut, aż w końcu usłyszałem załamujący się głos przyjaciółki.
-To moja wina, ona poszła po moje cholerne mleko, to ja powinnam tu leżeć.- powiedziała cicho pociągając co chwilę nosem.
Odwróciłem się w jej stronę.
-Nie mów tak, widocznie musiało się tak stać, ona z tego wyjdzie, obiecuję.- odpowiedziałem starając się ułożyć na mojej twarzy pocieszający uśmiech
W odpowiedzi niczego nie usłyszałem, brunetka upiła tylko duży łyk kawy po czym odstawiła ją na stolik stojący obok kanapy i położyła się na niej.
-Dobranoc.- Ronnie wyszeptała zmęczonym głosem
Był to prywatny szpital więc całonocne odwiedziny były dozwolone. Ja sam poczułem się znużony więc ułożyłem się obok Demi i ledwo przykładając głowę do poduszki natychmiast zasnąłem.

Poczułem na mojej twarzy promienie słońca przedzierające się przez żaluzję zamontowane w oknach koło łóżka. Przetarłem oczy dłonią i leniwie podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Dzień dobry, piękna.- spojrzałem na dziewczynę leżącą obok i podarowałem jej buziaka w czoło.
Wstałem z łóżka i wyciągnąłem się by otrzeźwić moje ciało. Napiłem się wczorajszej kawy stojącej na stoliku i wyszedłem przed salę. Rozejrzałem się w okół mnie widząc pracujące już pielęgniarki roznoszące poranną dawkę leków do sal pacjentów.
-Demi! Demi!- usłyszałem podekscytowany krzyk Ronnie, natychmiast wbiegłem do sali wołając przy tym głośno pielęgniarkę nie zastanawiając się zbyt wiele, zawsze mogłaby się przydać. Zobaczyłem w łóżku Demetrię, która powoli otwierała najpierw jedno, a następnie drugie oko. Widziałem, że sprawia jej to trudność, ale kontynuowała swoją czynność aż jej oczy były kompletnie otwarte.
-Demi kochanie.- powiedziałem podekscytowany chwytając ją za rękę.
Po paru sekundach do sali wbiegł lekarz w asyście pielęgniarki. Podeszli do niej po czym lekarz wyciągnął małą latarkę i poświecił nią dziewczynie po oczach.
-Czy mnie słyszysz?- spytał głośno, na co dziewczyna pokiwała głową - Dobrze...- dodał tylko
Demetria rozglądnęła się po sali.
-Dlaczego tu jest tak dużo lekarzy, co się stało?- spytała ledwo słyszalnie. Spojrzałem na nią marszcząc brwi.
-Jest tu tylko jeden lekarz, miałaś wypadek.- odpowiedziałem na jej pytania
-No więc...- zaczęła zmieszana tym samym słabiutkim tonem - ...kim ty jesteś?- dokończyła
Zakręciło mi się w głowie, a do oczu natychmiast napłynęła mi rzeka łez, chwyciłem się kurczowo poręczy przy szpitalnym łóżku a po policzkach zaczęły spływać słone łzy. Wszyscy spojrzeli na siebie przerażeni nie wiedząc jak zareagować.

**
Mam nadzieję, że się wam spodoba, liczę na szczere komentarze i dziękuję za zostawione opinie pod prologiem. Naprawdę dużo to dla mnie znaczy. 
Chciałabym podziękować mojej najlepszej na świecie przyjaciółce Dominice za ten piękny nagłówek, kocham Cię. ;* 
Chciałabym również życzyć wam szczęśliwego nowego roku, by uśmiech nigdy nie schodził z waszych twarzy, a łzy nigdy nie spływały po policzkach. 
Pojawił się również zwiastun opowiadania, zapraszam do oglądania.